Plus Blog

Oferta w Plusie, Telefony, Telekomunikacja, Testy Telefonów, LTE

Nasza recenzja: słuchawki Philips SHE3590

Nasza recenzja: słuchawki Philips SHE3590

Tanie słuchawki, najczęściej dokanałowe/douszne, są wielu osobom potrzebne jako zastępstwo. Jako coś, czego nie będzie szkoda, gdy się zniszczy, w przeciwieństwie do ulubionych słuchawek. Jakość dźwięku jest zazwyczaj na dalszym planie. Ale nie w wypadku tego modelu!

To doskonały przykład tego, że cena i jakość (i to jaka!) mogą iść ze sobą w parze.

Ale zanim cokolwiek o tych słuchawkach powiem, mała uwaga na wstępie.

Moim zadaniem podczas pisania tej recenzji jest przedstawienie możliwości tych słuchawek w taki sposób, by nie trzeba było co drugie zdanie sięgać po pomoc do słownika/do wujka Google. Dlatego możesz odnieść wrażenie, że opisuję dźwięk może niezbyt precyzyjnie, ubierając wrażenia w mało fachowe słownictwo, sprowadzając opis brzmienia do prostego, choć dosyć rozwlekłego, przekazu. Tak jak tutaj:

Mój test słuchawek Nokia Purity

I dobrze. Opisuję WRAŻENIA z użytkowania; impresje, mój odbiór dźwięku. Tyle na wstępie 🙂

Dwa oblicza

To zwykłe słuchawki wiszące na sklepowym stojaku i Philips nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej.
Zachowaj jednak pudełko i paragon. Przydadzą ci się, ale o tym powiem później 🙂

Wzornictwo nie wyróżnia się niczym. Poza tym, że słuchawki są dostępne w kilku kolorach, oprócz jedynego słusznego czarnego. Niebieskie, zielone, fioletowe, żółte – wszystkie jaskrawe, wyróżniające cię z bekształtnej masy w komunikacji miejskiej. Ja wybrałem czerwień. To moja druga para. I już chyba wiesz, o czym „powiem później”…

Równie klasyczna jest konstrukcja tipsów, czy jak tam to się określa. To zwykłe silikonowe gumki, dostępne w trzech rozmiarach w zestawie (jedyna rzecz „ekstra” w pudełku). Są bardzo wygodne i w połączeniu z właściwościami brzmieniowymi słuchawek dają kombinację odłączającą cię od Matrixa. Obudowy przetworników, niezależnie od koloru, pokryte są błyszczącym do granic możliwości lakierem. Czy to wada? Kto zwraca uwagę na rysy na słuchawkach? Dodatkowo przy ściśnięciu plastiku nie wydaje on odgłosów. Jest sztywny i dosyć gruby.

she3590_3

Niestety główne rozczarowanie przychodzi w momencie… wzięcia słuchawek do ręki.
Wyglądają…tanio. I niestety nie grzeszą solidnością. Kabel jest cienki, dwużyłowy, niezbyt solidny, z ogromnymi tendencjami do plątania się. Równie przeciętne są: jack i newralgiczne miejsce łączenia kabli z wtykiem. Właśnie dlatego to już druga moja para tych słuchawek. Brzmienie uzależnia, ale na okolice wtyczki trzeba uważać i pilnować ich jak oka w głowie. Nawet przewód z Creative Aurvana Live – mimo swojej ceny daleko mu do wzoru niezawodności – jest mocny jak liny używane w alpinistyce, a w połączeniu z kątowym jackiem już w ogóle nie do zdarcia.

she3590_1

Jak zwykle jednak wszystko sprowadza się do dbania o sprzęt. Niestety pod tym względem SHE3590 nie wyróżniają się. Bardzo łatwo je zniszczyć przez nieuwagę. Jakoś żadnych słuchawek nie traktuję lekko, a dopiero ten model poddał się wyjątkowo szybko.

Całe jednak szczęście, że słuchawki oprócz właściwości zewnętrznych potrafią też odtwarzać muzykę.

Naciskamy „Play”

…i jedynie wygląd zdradza, że słuchawki nie są z najwyższej półki.

Podczas gdy ludzie wokół podejrzewają, że zakupiłeś jakiś shit, ty zagłębiasz się w niuanse aktualnie słuchanego nagrania.

Zaskoczenie jest OGROMNE.

Zacznijmy od tego, że słuchawki są niesamowicie łatwe do napędzenia. Praktycznie na każdym sprzęcie będą grały zadowalająco głośno. Więc jeśli masz cichy odtwarzacz – kupuj SHE3590. Wreszcie głośność będzie w porządku.

Niestety w jakiś sposób wiąże się z tym inna cecha tych słuchawek. Szumy. Niezależnie od źródła, poziom niepożądanych trzasków jest wyższy niż u konkurentów. Zwłaszcza jeśli słuchasz najgorzej nagranego albumu w historii muzyki…

Słuchawki grają bardzo dynamicznie. Na pierwszy plan wysuwa się góra oraz dobrze brzmiący bas. Ta pierwsza może być zbyt agresywna dla co niektórych, ale takie właśnie są te słuchawki. Pozorne wrażenie „braku ogłady” ustępuje jednak wrażeniu, że dzięki temu można wydobyć więcej szczegółów.

Góra, góra, góra. Tak niedoceniana, w przeciwieństwie do umieszczonego na przeciwległym końcu skali krewniaka, tutaj może zaatakować wyjątkowo mocno. I równie mocno uzależnić. Górna część średnicy i soprany brzmią rewelacyjnie. Szczegółowe, soczyste i uderzające tam gdzie trzeba. Może aż nazbyt wyraziste, ale nie suche. Trochę powyżej tego, do czego przyzwyczaja konkurencja.

Talerze perkusyjne wybrzmiewają wyjątkowo dobrze, również za sprawą przestrzenności słuchawek. Nie jest ona bezkonkurencyjna w swojej klasie, ale zdecydowanie zadowala.

OK, Ed, pokaż co potrafisz. Odsłuchajcie to sobie w oryginalnej jakości z albumu. Zdecydowanie warto.

Bas, na którym tak zależy wielu odbiorcom… również stoi na zaskakująco dobrym poziomie.

Lekko rozlewający się, ale wciąż odpowiednio punktowy, mocny, nisko schodzący. Zmieniające się niskie dźwięki nie są większym problemem dla produktu Philipsa. W przeciwieństwie do słabych jakościowo słuchawek, basy nie tworzą tutaj całej ściany niezależnie od tego, czy linia basowa występuje, czy też nie. Wtedy kiedy trzeba, gdzieś z tyłu wybrzmiewa ciepły, a zarazem wyraźny i wyczuwalny bas.

Przy niższych rejestrach nie może zabraknąć tej płyty. Simple Things od Zero 7. Świetna próbka testowa, ale przede wszystkim i kawał dobrej muzyki. Plus Sia Furler 14 lat temu.

I dochodzimy do najważniejszego. Średnich rejestrów.

Z którymi mam lekki problem. Nie możemy się dogadać i mam do niej parę zastrzeżeń. Generalnie słuchawki grają funowo (wykres częstotliwości lekko wygięty na obu krańcach, podbita góra i basy; te ostatnie troszkę mniej) i na tym średnie pasmo cierpi. Wokale i gitary troszkę się chowają. Jeśli swoim dosyć wysokim głosem śpiewa Ed Sheeran, to problemu nie ma, gorzej jednak, gdy słuchamy akurat np. Marka Knopflera czy Franka Sinatry. Część magii gitar rytmicznych i wokali gdzieś ucieka i raczej nic na to nie poradzimy.

Nie jest to może denerwujące i jakieś 80% osób pewnie nie zwróci na nieco gorszą średnicę uwagi. Ale dla słuchających niektórych nagrań po setki nagrań i przyzwyczajonych do ich konkretnego brzmienia – będzie wyczuwalne. I pozostawi – może zbyt emocjonalnie podchodzę do muzyki, ale co tam 🙂 – zostawi pustkę i uczucie niedosytu. I mały głosik z tyłu głowy: „to nie brzmi tak, jak powinno”. 

Steve, musisz mi pomóc.

To w końcu jak z nimi jest?

Na innym blogu, już w sumie nie pamiętam gdzie, przeczytałem, że te słuchawki w tej cenie to kradzież, że potrafią zawstydzić dużo droższych konkurentów i są obowiązkową pozycją w tym przedziale cenowym. Mnóstwo peanów oraz naprawdę wielka ekscytacja w połączeniu z korzystną ceną zadziałały na mnie i udałem się do sklepu.

Tej recenzji by chyba nie było, gdyby te słowa okazały się w całości prawdą.
Nie jest tak, że to są słuchawki niszczące wszelką, nawet droższą i bardziej „renomowaną” konkurencję. Głównie za sprawą konstrukcji jacka – w tym miejscu znęcam się nad nim po raz kolejny – ale także i dźwięku. Wokale mogły być nieco lepiej uwypuklone, ale to raczej drobnostka.

Z drugiej jednak strony czego spodziewać się za 40 złotych? Mimo problemów z solidnością wtyku to jest najlepszy wybór w tym przedziale cenowym.

she3590_2

 

Brzmienie rzeczywiście jest… elitarne.

Niezależnie jakiej muzyki słuchasz, sprawdzą się doskonale. Takie słuchawki lubię. Oferują świetną kombinację punktowego i nisko schodzącego basu, dobrej – choć nie perfekcyjnej – średnicy oraz lekko zbyt agresywnej i tnącej (i dobrze 🙂 ) góry, która jest poza zasięgiem konkurencji. Nie każdemu podpasuje ich granie, ale jeśli ci się spodoba – zamiast szukać konkurencji… kupisz kolejną parę SHE3590.

I rzeczywiście, z niektórymi droższymi propozycjami może rywalizować jak równy z równym.

Jedyną konkurencją mogłyby być jedynie Panasoniki HJE-120: jeszcze wygodniejsze, z nieco solidniejszym (kątowym!) wtykiem, ale lekko gorszym pod względem dźwięku.

Poza tym nie widzę innych powodów, by powstrzymać cię od kupna tych słuchawek.

Jeśli dotarłeś do tego miejsca (a to wcale nie takie proste), to nawet nie będę próbował tego robić. To działanie skazane na porażkę. Koniec meczu. Leć do sklepu.

// Może i zbyt długo, ale o dźwięku i gustach muzycznych mógłbym osobną książkę napisać. Po prostu krócej się nie dało 🙂

Udostępnij

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x